Błogosławieni męczennicy Sadok i towarzysze świadkami Chrystusa

Download Report

Transcript Błogosławieni męczennicy Sadok i towarzysze świadkami Chrystusa

Pierwszy polski zakonnik
Św. Jacek Odrowąż
Wojtkowicz herbu Odrowąż (ur. 1183 w
Kamieniu Śląskim, zm. 15 sierpnia 1257 w
Krakowie) – święty Kościoła
katolickiego, dominikanin.
Urodził się w szlacheckiej rodzinie
Odrowążów, był krewnym biskupa Iwona
Odrowąża. Studiował na uniwersytetach w
Paryżu i Bolonii. Jak każdy z Odrowążów
podróżował do Krakowa i rodowych
posiadłości w Szydłowcu oraz
okolicznych Chlewisk i Dębnia.
Został kanonikiem kapituły
krakowskiej, której
przewodniczącym był Iwo
Odrowąż. Biskup ten zaprosił
dominikanów do Polski. św.
Dominik wyraził życzenie by do
zakonu wstąpiło kilku polaków.
O św. Jacku, na podstawie
jego związków z
Sandomierzem, można
powiedzieć i to, że musiał mieć
zacięcie ogrodnicze.
Przypisuje mu się
sprowadzenie do Polski
orzechów włoskich, które tu, w
Sandomierzu, wydają owoce
niezwykłych rozmiarów i do
dziś nazywane są
nieodmiennie "jackami„.
Zakon dominikanów
Zakon Kaznodziejski (Ordo Praedicatorum – OP)
powstał na początku XIII wieku w południowej
Francji. Jego założycielem był Hiszpan, św. Dominik
de Guzman (ok. 1172-1221), kanonik katedry w
Osmie. Od jego imienia zakon wziął swoją dzisiejszą
nazwę. Pierwszy klasztor dominikański został
założony w 1215 roku w Tuluzie. Rok później (1216)
papież Honoriusz III zatwierdził nowy zakon w
oparciu o regułę św. Augustyna.
Konieczność kształcenia
braci nadała zakonowi
charakter intelektualny i
związała dominikanów z
dużymi ośrodkami
uniwersyteckimi. Nie
zapomniano jednak o
działalności
duszpasterskiej i
apostolskiej.
Dominikańscy
kaznodzieje pojawiali się
na wschodnich krańcach
Europy, w Azji, w Ameryce
Północnej (gdzie wsławili
się obroną
prześladowanych Indian),
na Dalekim Wschodzie.
Dominikanie – zgodnie z zamierzeniem
Założyciela – mieli urzeczywistniać ideał
autentycznego życia Ewangelią, zaradzać
potrzebie wiary uświadomionej i apostolstwa
opartego na głęboko przemyślanej doktrynie.
Już na pierwszych kapitułach generalnych
sprecyzowano ramy prawno-organizacyjne,
szczególnie akcentując wymiar kaznodziejski
wśród wszystkich warstw społecznych.
Poparcie papieży dla zakonu, wzięcie go pod
specjalną opiekę, zapotrzebowanie społeczne
na jego działalność i otwarta postawa wobec
potrzeb społeczeństwa zapewniły dominikanom
popularność i rozwój. Około 1320 roku było już
600 klasztorów.
O bł. Sadoku nie dochowały się do dziś prawie
żadne informacje. Próba, choćby ogólnego,
rzetelnego opisania jego życia komplikuje się
tym bardziej, że prawdopodobnie w dochowanej
tradycji mówiącej o naszym męczenniku splotły
się wątki biografii dwóch oddzielnych postaci.
Ostatnie chwile męczenników utrwalone we
wciąż żywej tradycji zakonu, do którego należeli,
najlepiej przybliży stosowny fragment z Legend
Dominikańskich:
W noc poprzedzającą rzeź klasztoru błogosławiony przeor
Sadok, otoczony pobożną gromadką braci, przebywał w
kościele św. Jakuba w Sandomierzu, aby odśpiewać
jutrznię. Zgodnie z pradawnym zwyczajem zakonnym brat
nowicjusz przystąpił do odczytania listy męczenników,
jaka przypadała na następny dzień. Nagle widzi wypisane
złotymi okrągłymi zgłoskami takie oto słowa: "W
Sandomierzu, męczeństwo czterdziestu dziewięciu
męczenników". Ogarnęła go wątpliwość: przeczytać czy
pominąć milczeniem? Odrzucił wszakże lęk i dźwięcznym,
choć drżącym głosem odśpiewał złotą zapowiedź.
Zdumiał się Sadok niesłychanym czytaniem, a pozostali
bracia zesztywnieli, słysząc wyjąkaną, niemogącą wyjść z
gardła, ale przecież zrozumiałą zapowiedź nowicjusza.
Przeor pragnie zobaczyć czytanie, tak samo pozostali,
niezmiernie przestraszeni zakonnicy. Nowicjusz podaje
księgę, wszakże złote litery, które mówiły o Sandomierzu,
zniknęły.
Powiada Sadok:
„Bracia, to jest przestroga od Boga! Z nieba został zesłany
ten napis i nie na próżno zauważyły go oczy niewinnego
chłopca. Nie w powietrze wypowiedziało te słowa jąkające się
dziecko, lecz abyśmy je usłyszeli. To Pan życia i śmierci
zaprasza nas do nieśmiertelności! Chodźmy więc bez
wahania za Tym, który nas wzywa, choćby przez obosieczne
miecze! Cóż z tego, że Tatar zabierze nam życie? Jakie
życie? Przemijające, narażone na upadki, pełne różnorakich
niebezpieczeństw. Że zada nam okrutną śmierć? Ale przecież
wśród fal tego świata ona jest dla nas portem, do którego
trzeba zmierzać wszystkimi żaglami. Ona otwiera nam drogę
do chwały życia wiecznego. Niech każdy zajmie się teraz
swoją duszą, bracia, a jeśli jakieś wady do was przylgnęły,
wyrzućcie je i przebłagajcie świętą pokutą. Wzmocnijcie
ducha Najsłodszym Wiatykiem, bo już wkrótce wejdziemy do
niebieskiego Królestwa, w którym nas czeka szczęście bez
granic. Zostaliście przyozdobieni obietnicą wiecznej chwały,
niech więc wasze piersi będą gotowe na wszelkie razy, a
wasze szyje na strzały. Trzeba nam umrzeć. Uczyńmy to
ochoczo. Za te święte ołtarze, za te obrazy Chrystusa i
Najświętszej Bogurodzicy, za tę bezkrwawą żywą Ofiarę przez cierpliwość okażmy nasze męstwo!"
Bracia, ożywieni zapowiedzią z nieba, cały czas, jaki im pozostał,
poświęcili przygotowaniom na przyjście Wielkiego Boga. Wzdychali
z głębi serca: "Ach, kiedy nadejdzie ta upragniona godzina, aby nas
zabrać z ziemi i oddać niebu? Szczęśliwi jesteśmy i słodkie te
miecze, które nas zaniosą do wspólnoty duchów błogosławionych.
Najsłodszy Jezu oraz Słodka Nadziejo Wzdychających, Maryjo,
kiedyż się to stanie? Pozabijają nas czy może pozostawią bez
szkody? Biada nam, bo nasze przebywanie na tej ziemi się
przedłuża". Zaświeciło im wreszcie upragnione słońce i nadszedł
dzień, w którym miały się rozwiązać ziemskie więzy, aby mogli
opuścić ten padół. Okrutni Scytowie przeprawili się przez Wisłę i
zaczęli pustoszyć Sandomierz. Część ich - a byli to wyjątkowi
okrutnicy - wpadła do kościoła św. Jakuba. Krwawe te bestie zastają
pasterza Sadoka wraz z pobożną owczarnią braci na środku
kościoła, jak Matce Miłosierdzia śpiewali słodko na swój zgon pieśń
"Witaj, Królowo". Z barbarzyńskim okrucieństwem pozabijali
wszystkich, bez żadnej różnicy. Przerwaną przez śmierć pieśń do
Bogurodzicy Dziewicy śpiewają dalej, idąc do nieba, a ich głosy
zlewają się z sobą tak słodko, że głosy śmiertelników nigdy nie
potrafiłyby tak zaśpiewać. Słysząc to, jeden brat, który się ukrył na
strychu kościoła, natychmiast zeskoczył, oddał się na zabicie
mieczem okrutnych Scytów i przyłączył do braci idących do nieba,
którzy śpiewali Twoją pieśń, o Najświętsza Dziewico!."
Kult męczenników sandomierskich rozpoczął się zaraz
po ich śmierci. Wysłano do Rzymu dwóch kapłanów,
którzy szczęśliwie uszli rzezi: dziekana sandomierskiego
Bodzantę i kanonika Wojciecha. Na ich prośbę papież
Bonifacy VIII bullą z 11 listopada 1295r. udzielił 300 dni
odpustu wiernym, którzy 2 czerwca nawiedzą kolegiatę
Najświętszej Maryi Panny w Sandomierzu.
W XIV wieku odpust ten obchodzono 13 maja, ponieważ
przypadał on tylko 5 dni po święcie św. Stanisława,
przez co wierni nie zdążali być w obu miejscach. Papież
Innocenty VI dzień dorocznej pamiątki męczenników
przeniósł na 28 maja. W 1440 r. odpust znów
obchodzono 2 czerwca. W XIV wieku w kościele św.
Jakuba wystawiono osobną kaplicę ku czci
męczenników, w której był ołtarz z ich obrazem
obwieszonym wotami. W XVII wieku próbowano starać
się o beatyfikację bł. Sadoka i towarzyszy.
Kościół św. Jakuba oraz klasztor– to
jedyna zachowana budowla z pierwotnej
zabudowy miasta, wybudowana dla
dominikanów, sprowadzonych do
Sandomierza przez biskupa krakowskiego
Iwona Odrowąża w 1226 r.
Pierwotny wygląd budowli zachował się do
XVII w., kiedy to podczas przebudowy
świątyni dobudowano kaplicę
Męczenników Sandomierskich. Jest to
świątynia w stylu późnoromańskim;
bazylika stropowa, z wydłużonym
prezbiterium – typowa dla zakonów
kaznodziejskich.
Warto zwrócić uwagę na zachowane
romańskie zdobnictwo ścian
zewnętrznych: geometryczne fryzy,
dekoracje na nadprożach okien, a przede
wszystkim na charakterystyczny ceglany
portal od strony północnej.
W zlokalizowanej po stronie zachodniej
XIV-wiecznej dzwonnicy zachowały się
jedne z najstarszych dzwonów w Polsce:
mniejszy z 1314 r. i większy z 1389 r.
Na początku XVII w. kościół
uzyskał elementy barokowe.
Wykonano m.in. sklepienia
kolebkowo-krzyżowe z
dekoracją sztukatorską. W
tym samym okresie
powstała, zbudowana od
strony północnej kaplica
Męczenników
Sandomierskich.
W historii kościoła w sposób ważny
zaznaczył się wiek XIX. Za sprzyjanie
powstańcom styczniowym, nastąpiła
kasata zakonu. Klasztor adaptowano na
koszary kozackie. W latach 1905-1909,
kościół przeszedł gruntowną restaurację.
Kościół jest orientowany. Od południa do
prezbiterium kościoła przylega część
wschodnia dawnego klasztoru.
W otoczeniu kościoła występują słynne
lipy. Niektóre uznawane za pomniki
przyrody.
Wejście do
kościoła prowadzi
przez
słynny portal,
umieszczony w
ścianie północnej
kościoła. Portal ten
stanowi jeden z
symboli
Sandomierza.
W lewym ościeżu główka kobiety w
koronie - to wg tradycji
przedstawienie księżnej Adelajdy lub
księcia Leszka Białego,
druga główka po stronie przeciwnej z
charakterystyczną
grzywką to przedstawienie Iwo
Odrowąża lub św. Jakuba.
Dach zwieńczy
sygnaturka z XVII
przeniesiona w to
miejsce z 1882r. z
budynku katedra.
Kadra uzyskała w tym
okresie sygnaturkę
neogotycką.
Kościół św. Jakuba
jest bazyliką stropową.
Wygląd kościoła jest wynikiem prac
konserwatorskich na początku XXw.
starano się przywrócić charakter świątyni
romańskiej,
przez co niestety w dużej mierze
zniszczono nagromadzone przez stulecia
warstwy
historyczne.