Transcript podlmoz
Mozaika
Wywiady przygotowane
przez uczniów Gimnazjum
im.dr.Leszka Nosa
w Michałowie.
mozaika (wł. mosaico, łac.musaicum)1. obraz. wzór
dekoracyjny wykonany z drobnych kawałków kolorowych
kamieni, marmuru, szkła, ceramiki, tworzyw sztucznych
układanych na odpowiednim podłożu, jako ozdoba
architektoniczna sklepień, ścian, posadzek, wyrobów
rzemiosła artystycznego.
Słownik wyrazów obcych, PWN, Warszawa 1991
mozaika – różnorodność, wielorakość,
wielobarwność, galeria, skupisko, przekrój
Słownik synonimów, Świat Książki, Warszawa 1995
Okres świąteczny sprzyja spotkaniom rodzinnym.
Rozmowy wnuków z dziadkami ukazują różnorodność
i bogaty mozaikowy charakter naszej małej ojczyzny.
Przejawia się to zarówno w sferze religii, tradycji, obyczaju,
historii, języka, jak i filozofii życia.
Oto kilka oryginalnych wywiadów, które uczniowie
naszego gimnazjum, w poszukiwaniu własnej
tożsamości, przeprowadzili ze swoimi babciami.
Wywiad z Bronisławą Morawską
- Babcią Natalii
1. Natalia Skoczylas: Droga Babciu kiedyś były inne czasy
i chciałabym, żebyś mi opowiedziała, jak obchodzono
tradycyjnie wigilię, co stało na stole, kiedy nie było zbyt wiele
w sklepie?
Bronisława Morawska: Tradycję zachowano taką, jaka jest
do dziś, zawsze było 12 potraw, ale nie u każdego. Stawiało
się zawsze to, co dało się kupić, a jak nie było np. karpia to
kupowały się rybę taką jaka była. Mąkę robiliśmy swoją,
wiozło się do młyna i mięło się. Robiono wtedy z niej pyszne
ciasta. Ze swojskiego maku robiono się kutię, która zawsze
dla wszystkich smakowała.
2. Natalia Skoczylas: Czy istniał już wtedy Święty Mikołaj i
zostawiał prezenty pod choinką?
Bronisława Morawska: No nie za bardzo, bo nie zostawiał
prezentów (śmiech).
3. Natalia Skoczylas : Jak pościłaś posty?
Bronisława Morawska : Tak jak i teraz, ale nawet lepiej się
pościło. Kiedyś nie wbijało się jajek do pierożków i placków,
tylko mąkę się zaparzało. Oczywiście nie jadło się ciast i mięsa
gdy trwał post.
4. Natalia Skoczylas: Mijamy temat świąteczny,
wiem że razem z dziadkiem robicie swojską kiełbasę,
czy możesz mi zdradzić jak ją przyrządzacie?
Bronisława Morawska: Trzeba zemleć na
maszynce mięso indycze, dodaje się trochę boczku,
przyprawy i mieszać solidnie w rękach. Potem
napychać mięso przez maszynkę do jelit. Wtedy tylko
dziadek idzie wędzić ... tak ze 2-3 godz., a ja pilnuję
go, żeby nie pospalał. Następnie odgotować w
gorącej wodzi i kiełbasa gotowa do jedzenia.
5. Natalia Skoczylas: Zawsze w tłusty czwartek robisz pyszne
swojskie pączki. Jaki masz przepis na nie?
Bronisława Morawska: Przepis mam oczywiście z Radia
Maryja. Czyli 10 żółtek, 2 jajka, 1kg mąki, 10dkg smalcu, 2szkl.
mleka, szczypta soli i 10dkg drożdży. Mieszam ciasto, dzielę je
na średnie kulki i nadziewam je wiśniami.
Odstawiam na ciepły piec kaflowy, aby podrosły. Potem
zostało je już tylko usmażyć na 100dkg tłuszczu, po usmażeniu
pozostało tylko posypać paczki cukrem pudrem. Moje wnusie
jedzą, aż im uszy się trzęsą.
7. Natalia Skoczylas: Czy kiedykolwiek z dziadkiem piekliście
swojski chleb?
Bronisława Morawska :Tak, ale sama bez dziadka, kiedyś
nie kupowaliśmy w sklepie chleba, bo w dawnych czasach za
wiele w sklepie nie można było kupić. To swój piekłam. Robi się
zakwas, wtedy ten chleb podchodzi, przez pół godz. wyrabia
się ciasto. Piekło się go w piecu chlebowym i był pyszny. Nie
czerstwiał tak szybko jak teraz te kupowane. Dodawało sie do
niego jeszcze jako dodatek ziemniaki i to co się miało.
Więcej nie potrzeba było nic do szczęścia.
8. Natalia Skoczylas :Hodujesz kury czy jest to
ciężka praca?
Bronisława Morawska: No nie lekka, wstaje do
nich o 6 rano aby je nakarmić. Muszę u nich być 3
razy dziennie, dać im wodę, kukurydzę i owies na
sucho. Podściełam je słomą, aby miały sucho.
Zajmuje mi to ok 1godz 3 razy dziennie codziennie.
Więc mam zajęcie i czas szybciej leci.
10. Natalia Skoczylas: Opowiedziałaś mi bardzo dużo, jestem
tobie wdzięczna. Powiedz czy jesteś szczęśliwa z tego co robisz
teraz?
Bronisława Morawska :Muszę być szczęśliwa, niczego już
nie mogę zmienić. No oczywiście wolałabym być prawnikiem,
ale się nie nadaję do tego. Z dziadkiem żyję już 60 lat, a ze
szczęściem to różnie bywało.
11. Natalia Skoczylas: Dziękuje bardzo za rozmowę babciu.
Bronisława Morawska: Ja również dziękuje wnusiu, ze
zechciałaś, abym tobie zdradziła swoje przepisy.
Natalia Skoczylas kl. IIIB
Święta wielkanocne mojej babci
Wywiad przeprowadzony z Walentyną Gierasimczuk
babcią Joanny Bury
Joanna Bura: Jak dawniej wyglądały przygotowania
do Świąt Wielkanocnych?
Walentyna Gierasimczuk: Święta nie różniły się tak
bardzo od tych, które obchodzimy dzisiaj. W tamtych
czasach
ludzie
po
prostu
większą
wagę
przywiązywali do tego, aby w święta oczyścić swoją
duszę z grzechów. Ściśle przestrzegali postu. Tak jak
obecnie przeprowadzano generalne porządki, aby
wyrzucić z domu choroby.
Joanna Bura : Jakie zwyczaje niosła za sobą
Palmowa Niedziela?
Walentyna Gierasimczuk: Dawniej jak i teraz
Niedziela Palmowa była wielkim Świętem. Wierzono,
że wierzbowe gałązki chronią nas przed wszelkim
złem. Pamiętam jeszcze jak moja mama w czasie
burzy stawiała palmę w oknie miała ona chronić dom
przed piorunami. Gospodarze często też skrapiali
wodą swoje pola oraz wstawiali do ziemi poświęcone
palmy.
Joanna Bura: Jak przyozdabiano wierzbowe
gałązki?
Walentyna Gierasimczuk: Palma były ozdabiane
kolorowymi wstążkami, gałązkami bukszpanu. Po ich
poświęceniu uderzano się nimi po głowie mówiąc
przy tym słowa „ Palma bije nie zabije, a za tydzień
Wielki dzień”.
Joanna Bura: Czy dbano o to, aby dom w tym
szczególnym dniu wyglądał odświętnie?
Walentyna Gierasimczuk: Tak. Dbano o to, aby dom
wyglądał szczególnie pięknie. Kiedyś nie można było
pójść do sklepu i kupić dekoracji, ludzie wykonywali
je własnoręcznie. Robili je z płótna lub z żywych
roślin. Były to np. wycinanki, własnoręcznie robione
obrusy i serwety, i najróżniejsze stroiki.
Joanna Bura: Jak wyglądał koszyczek i co
znajdowało się w nim?
Walentyna Gierasimczuk: W koszyczku był chleb,
wędliny, jaja, sól. Koszyczek w środku wysłany był
haftowaną serwetką. Ozdabiano go baziami lub
zielonymi gałązkami. Niesiono go w Wielką Sobotę
do świątyni, aby go poświęcić. Często również
wkładano kłosy różnych zbóż, co miało zapewnić
urodzaj gospodarzom.
Joanna Bura: Gdy dorośli przygotowywali potrawy
co w tym czasie robiły dzieci?
Walentyna Gierasimczuk: Zadaniem dzieci było
malowanie jajek, była to wspaniała zabawa pełna
radosnej i miłej atmosfery.
Joanna Bura: W jaki sposób barwiono jajka?
Walentyna Gierasimczuk: Najpopularniejszą
metodą zabarwiania jaj był wywar w z łupin cebuli do
którego wkładano jajka, a one zabarwiały się na kolor
rudy, aby uzyskać kolor zielony gotowano trawę. Do
barwienia jaj używano również soku z buraków i
jagód. Aby uzyskać ciekawe wzory wkładano jaja do
pończoch wraz z liśćmi drzew. Oprócz tego można
było „wyskrobać” różne wzory za pomocą noża lub
igły we wcześniej ufarbowanym jajku.
Joanna Bura: Czym zajmowano się w Wielką
Niedzielę?
Walentyna Gierasimczuk: Zaraz po mszy wszyscy
zasiadali, aby zjeść Wielkanocne śniadanie. Uczta
trwała, aż do późnej kolacji. Konieczne było dzielenie
się jajkiem oraz jedzenie wielkanocnych smakołyków.
Joanna Bura: Co znajdowało się na stole?
Walentyna Gierasimczuk: Na stole znajdowały się
przeróżne smakołyki. Wędliny własnej roboty, jaja,
baby, mazurki i oczywiście koszyczek ze święconką.
Joanna
Bura: Jakie były zwyczaje lanego
poniedziałku?
Walentyna Gierasimczuk: Chłopak oblewając
dziewczynę wodą dawał jej do zrozumienia, że się
mu podoba. Jeżeli panna się obrazi lub nie zostanie
w ten dzień oblana wodą będzie skazana na samotne
życie. Młodzieniec mógł również wyrazić swoje
uczucia dając wybrance serca ręcznie ozdobioną
pisankę. Tradycją lanego poniedziałku było również
zamienianie bram oraz chowanie rożnych narzędzi z
gospodarstwa.
Joanna Bura:
świąteczne dni?
Jakie
zabawy
preferowano
w
Walentyna Gierasimczuk: Zabawa w bicie się
jajkami,
polegała
na
uderzaniu
mocniejsza skorupka wygrywała.
Joanna Bura klasa IIIC
dwóch
jaj
-
Dawna Magia Świąt,
czyli jak obchodzono święta dawno temu.
Moja babcia zawsze opowiada mi ciekawe
historie o starych dobrych czasach, w których
przyszło jej się żyć. Rozmawiałyśmy kiedyś
o Wielkanocy. Uznałam, że to bardzo
interesujący temat, więc napisałam moim
zdaniem interesujący wywiad.
Olga: Wiemy, że kiedyś Wielkanoc była obchodzona
bardzo radośnie, jednak, jak wyglądały
przygotowania do Wielkanocy?
Babcia: Przed Wielkanocą trwał tak zwany Wielki
Post, jeden z ważniejszych postów dla prawosławia.
Wielki Post był poprzedzany przygotowaniami,
wypalaliśmy wtedy patelnie i garnki, w wielkich
piecach by pozbyć się zapachu mięsa. Takie
wypalanie trwało około tygodnia.
Olga: Więc co działo się w Wielki Post?
Babcia: Prawdę mówiąc, nic. Zakazane nam było
tańczyć czy śpiewać, bawić trzeba było się po cichu.
Mięso było zakazane, tak samo jak jajka, mleko,
wszystkie przetwory mleczne.
Olga: Kto taki nakaz narzucił?
Babcia: Religia. Moja mama uczyła mnie tak od
małego. Srogiego postu przestrzegałam już w 1942,
miałam wtedy około pięciu lat.
Olga: Podczas postu nie jedliście mięsa ani
przetworów mlecznych, więc co jedliście?
Babcia: Jak teraz o tym pomyślę, to nic. Kiedyś
mama w dzbankach glinianych soliła grzyby, tak jak
dziś w słoikach. Wszystko było naturalne, własnego
wyrobu. Główki kapusty kisiliśmy już latem, by mieć
ją na drugi rok. Do smaku biło się nasiona lnu w
naczynku z wałkiem, len miał miły zapach, a w
smaku był słodko-kwaśny. Czasami gdy mama
pokisiła, jedliśmy ogórki z beczki.
Olga: Co zazwyczaj na obiad?
Babcia: Jak już mówiłam, jedzenie bez cudów. Och
tam się zdarzało, że mama na drożdżach robiła
placki, czasami z suszonymi gruszkami, śliwkami
bądź jabłkami.
Jednak na stole przeważała ogromna liczba
ziemniaków. Bywało, że na śniadanie była zupa
kartoflanka, na obiad tak zwana tołkanica, a na
kolację po prostu kompot z suszonych śliwek.
Mimo, iż mieliśmy duże pole, nie żyliśmy zbyt
bogato, nie było jeszcze wtedy dotacji, więc żyło się
skromniej.
Olga: Jak przebiegał Wielki Piątek?
Babcia: Na samą myśl burczy mi w brzuchu!
Właśnie tego dnia nie lubiłam najbardziej. To był
bardzo srogi post, czasem nawet nie jedliśmy, a cały
dzień opierał się na szklance wody!
Olga: W takim razie babciu, Wielkanoc przebiegała
idealnie?
Babcia: Dokładnie! Jednak, przed najedzeniem się
wędlin (na co wszyscy czekaliśmy) czekał nas
sobotni 6km marsz do cerkwii w Mostowlanach.
Mimo tego, że to może przerażać było całkiem miło.
Zazwyczaj szło nas po dwanaście osób, i mimo iż lał
deszcz, szliśmy z uśmiechem na twarzy.
Olga: Dość wstępów! Jak rozpoczynaliście
Wielkanoc?
Babcia: -Chrystos Woskresie! Każdy z każdym witał
się i składał życzenia.
Wielkanocne śniadanie przebiegało dość szybko, na
początku wspólna modlitwa, po której każdy jadł
najpierw jajko, później jadło się już wszystko, wędliny,
kiełbasy, czyli kiedyśniejsze przysmaki.
Z mąki mama przez grube sitko sypała mąkę białą,
czyli chlebową. Piekło się z tej mąki bułki drożdżowe,
niestety nie byliśmy zamożni, więc nie było nas stać
na cukier, zamiast niego dodawaliśmy sacharynę.
Olga: Ciekawa jestem czy przy świątecznym stole
gościł alkohol?
Babcia: Broń Boże! Mój tata nie pił alkoholu i nie
dopuściłby, ażeby jakikolwiek stał na świątecznym
stole! Był to bardzo porządny człowiek, tak samo jak
moja matka.
W gruncie rzeczy alkohol był kiedyś drogi,
pojedyncze osoby nie było po prostu stać.
Olga: Może powiesz mi, którego roku dokładnie
działy się opisane przez ciebie wydarzenia?
Babcia: Miałam wtedy 15 lat, rok 1953.
Olga: Dziękuję babciu za informacje na ten temat.
- Babcia: Nie ma za co, polecam się na przyszłość.
Olga Jarocka klasa IIIb
Prawdziwe święta!
Wywiad został przeprowadzony z Eugenią Kozioł
Miejsce zamieszkania: Gródek
Zbliżają się święta wielkanocne. Jak
przygotowywania do tych świąt i samo obchodzenie
wyglądało
w czasach dzieciństwa
naszych dziadków?
Żaneta: Babciu czym w czasach twojego dzieciństwa
był post?
Babcia: Post w naszych czasach był rzeczą świętą,
bardzo tego przestrzegaliśmy, traktowaliśmy to
bardzo poważnie. Nie jedliśmy mięsa. Moja mama z
babcią gotowały bardzo postne potrawy, które
składały się wyłącznie z kaszy lub makaronu, który
robiła moja babcia, jedliśmy warzywa które rosły w
naszym ogrodzie. Teraz też staramy się
podtrzymywać tradycję.
Żaneta: Jakie potrawy jedliście w czasie postu?
Babcia: Potrawy były bardzo skromne, jedliście
zazwyczaj kaszę, lub ziemniaki z warzywami, nie
mieliśmy takich smakołyków jak w tych czasach.
Żaneta: Jakie najważniejsze święta obchodzi się w
cerkwi w czasie postu?
Babcia: W wielki czwartek obchodzimy święto
zwane Gromnicą. Do cerkwi idziemy na 17 i tam
zapalamy gromnicę. Odmawiamy 12 ewangelii i po
każdej jednej odmówionej ewangelii gasimy i
zapalamy gromnicę. Potem z zapaloną gromnicą
idziemy do domu. Do domu wchodzimy z zapaloną
gromnicą
i idziemy do każdego pokoju i
podnosimy gromnicę
w stronę ikony. Kolejnym
ważnym świętem jest wielki piątek, czyli płaszczenia
pogrzeb Chrystusa. To są ostatnie dni postu przed
święceniem jajek.
Żaneta: Babciu powiedz mi jak za twoich czasów
malowało się jajka?
Babcia: Jajka malowało się w wielki piątek dzień
przed święceniem święconki. Jajka malowaliśmy
z rodzeństwem, nie było barwników czy naklejek jak
teraz, kiedyś wszystko robiło się samemu. Najpierw
braliśmy jakiejś stare świeczki i wkładaliśmy je do
garnuszka i podgrzewaliśmy na małym ogniu,
czekaliśmy aż wosk się rozpuści. Potem braliśmy
takie ugotowane jajko i zapałkę rysowaliśmy różne
wzorki. Kiedy już wosk wysechł, to do garnka z łupiną
cebuli wkładaliśmy jajka i czekaliśmy, aż nabiorą
koloru.
Żaneta: Opowiedz mi jak w twoim domu
przygotowywało się święconkę?
Babcia: Miałam bardzo liczną rodzinę, więc co roku
przygotowywaliśmy dużą święconkę. Mieliśmy w
domu duży koszyk, do którego wkładaliśmy chleb,
kiełbasę, sól i kilka pisanek. Kiedyś w sklepach nie
było takich pysznych drożdżowych babek, więc
musieliśmy sami je przygotowywać. W domu
mieliśmy taką mała patelnię, do której wkładaliśmy
ugniecione ciasto
i piekło się w piecu,
potem je wyjmowaliśmy
i wkładaliśmy do
naszej święconki. Koszyk ozdabialiśmy wstążkami i
żywymi kwiatkami a jedzenie przykrywaliśmy białą
haftowaną serwetką, święconkę święciliśmy w
sobotnie popołudnie.
Żaneta: Jakie potrawy były szykowane na
wielkanocny stół?
Babcia: Potrawy były bardzo skromne i sami je
przygotowywaliśmy. Takim głównym daniem był
klops, mama z babcią robiła go na cała blachę, żeby
wystarczyło dla całej rodziny. Kilka dni przed
świętami babcia robiła galaretę i chowała do piwnicy,
żeby zastygła. Z siostrami i babcią robiłam
drożdżową bułkę z marmoladą, potem babcia
chowała je do takiego dużego kufra, który stał w
kuchni. Oczywiście nie mogło zabraknąć bigosu na
świątecznym stole.
Żaneta: Babciu opowiedz jaki był pierwszy dzień
Świąt Wielkanocnych?
Babcia: Wszyscy razem zjedliśmy śniadanie, które
dzień wcześniej święciliśmy. Po śniadaniu poszliśmy
się bić na jajka, polegało ono na tym, że brało się
jajko i z drugą osobą biło się te jajka, które jajko
pierwsze pęknie ten przegrywa. Kolejna zabawa
polegała na tym, że szło się na pole w rządku
ustawiało się pięć jajek i każde po kolei się kopało
piłką. Tych zabawa nigdy się nie zapomni.
Żaneta: Jak obchodziło się śmigus dyngus?
Babcia: O to dopiero była zabawa! Wstawało się
bardzo wcześnie i ubierało się w stare ciuchy. Kiedyś
nie było takich jajeczek czy pistoletów na wodę, więc
brało się wiadra i konewki z wodą i szło się na
podwórko. W tamtych czasach Święta Wielkanocne
były bardzo ciepłe, więc nie trzeba było się martwić,
że można się przeziębić. Biegało się z wiadrami po
całej ulicy i polewało się każdego. Gdy tylko wody
zabrakło wbiegało się na byle jakie podwórko i brało
się wodę ze studni i biegło się dalej bawić. Kiedyś
naprawdę czuło się te święta i czekało się na nie cały
rok, żeby móc zjeść te ciasto czy założyć nową
sukienkę.
Żaneta Kozioł klasa IIIC
Wielkanoc - najstarsze i najważniejsze
święto chrześcijańskie upamiętniające
Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa.
Pragnę przeprowadzić, krótki wywiad
z moją babcią, ponieważ jest
najstarsza w moim gronie rodzinnym,
i zapewne ma największą wiedzę na
ten temat.
Klaudia: Babciu, czy dzisiejsze zwyczaje
wielkanocne bardzo różnią się od tych, które Ty
pamiętasz z czasów swojego dzieciństwa i młodości?
Babcia: Wiele zwyczajów przetrwało do dziś, ale gdy
ja byłam dzieckiem, chyba wszyscy bardziej
przeżywali okres Wielkiego Tygodnia i Wielkanocy.
Dawniej, na Niedzielę Palmową, która rozpoczynała
okres Wielkiego Tygodnia, ludzie własnoręcznie
przygotowywali palmy z gałązek wierzbowych,
bukszpanu, malin. Ozdabialiśmy je drobnymi
kwiatuszkami z kolorowej bibuły. Po poświęceniu
gałązki palmowe zatykano w święte obrazy i drzwi,
aby chroniły dom przed piorunami, zarazą, czy złymi
siłami. Dziś, jak sama wiesz, prawie wszyscy kupują
gotowe palmy zrobione z suchych traw i kłosów.
Jedyne, co prawie się nie zmieniło, to uroczystości
kościelne pod koniec Wielkiego Tygodnia.
Klaudia: A czy Ty chodziłaś z koszyczkiem
do święcenia w Wielką Sobotę?
Babcia: Oczywiście. Ludzie przynosili do
cerkwi w koszyczkach część z tego, co miało
znaleźć się później na wielkanocnym stole, a
więc jajka ugotowane na twardo, chleb
upieczony – symbol Chrystusa, sól, chrzan,
kawałek kiełbasy, masło.
Klaudia: A malowałaś pisanki?
Babcia: Wszystkie dzieci je malowały.
Nawet babcia i mama pomagały nam
ozdabiać. Najpierw robiliśmy wzorki
woskiem, a później barwiliśmy je w wywarze z
łupin cebuli, w soku z buraków. Potem w
Wielką Niedzielę, podczas świąt, z dumą
patrzyliśmy na nasze pisanki. Takie były
ładne, że aż żal nam było je rozbijać. Dziś,
większość pisanek w koszyczkach, to
ozdobione kolorowymi papierkami
czekoladowe jajka.
Klaudia: Czy w drugi dzień świąt wielkanocnych
oblewaliście się wodą?
Babcia: Oj tak. Chłopcy chodzili z wiadrami wody i
oblewali uciekające z piskiem dziewczyny. W czasach
młodości mojej mamy, chłopcy zanurzali czasem
dziewczyny w sadzawce. Nie było to pewnie za bardzo
przyjemne. Ale wiesz, woda miała zapewnić
powodzenie i szybkie zamążpójście. Jak widzisz, nie
miały więc powodu, aby za bardzo się obrażać. Jeśli
chłopcy nie oblali dziewczyny, to znaczyło, że się im
nie podobała.
Klaudia: Nie wiem babciu, czy chciałabym, żeby
chłopak na dowód, że mu się podobam oblał mnie
wiadrem lodowatej wody. Już na samą myśl dostaję
gęsiej skórki. A Ty zawsze byłaś cała mokra?
Babcia: Oj i to bardzo, zawsze wracałam do domu
„mokra jak kura” i to zawsze oblewał mnie tak jeden
chłopak, Twój dziadek.
Klaudia: O to trochę w tym prawdy jest. A jakieś
zabawy, konkursy towarzyszyły Wam pod czas świąt?
Babcia: Oczywiście, zawsze było mnóstwo śmiechu.
Najbardziej pamiętam jedną zabawę, polegało to na
tym, że każda dziewczyna brała małą deskę, układała
pod lekkim skosem, tak aby jajka mogły się sturlać.
Wygrywała ta, która miała więcej niepobitych jajek.
Klaudia: Z pewnością byłaś w tym mistrzynią
Babciu. Dziękuję Ci bardzo, że mi opowiedziałaś
o zwyczajach Wielkanocnych sprzed lat.
Klaudia Waśko klasa IIIB
W Y WI A D
z Haliną Kardasz - moją babcią, mieszkanką
Michałowa
Temat: Obchody święta Bożego Narodzenia
w dawnych czasach.
Eliza: Czy święto Bożego Narodzenia było
dawniej ważnym świętem ?
Halina Kardasz: Boże Narodzenie było jednym z
ważniejszych świąt w roku.
Eliza: Jaki był najbardziej uroczysty wieczór ?
Halina Kardasz: Najbardziej uroczystym
wieczorem była Wigilia.
Eliza: Powiedz Babciu, w jaki sposób przygotowano
się do Wigilii ?
Halina Kardasz: Do wigilii przygotowano się kilka
dni. Wieczerza wigilijna składała się minimum z
12 potraw, które przygotowywano ze wszystkiego
co rosło w polu, lesie i ogrodzie,
Eliza: Jakie potrawy były na Wigilii ?
Halina Kardasz: Podstawowymi potrawami były:
kutia, kapusta z grzybami, kisiel, kluski z makiem,
śledzie lub ryba i placki z mąki pszennej lub
żytniej.
Eliza: W jaki sposób odbywała się Wigilia ?
Halina Kardasz: Przed wieczerzą siano leżące w
kącie, gospodarz rozścielał na stole, a gospodyni
przykrywała go lnianym obrusem i na środku
stawiała miskę z kutią. Do wieczerzy wigilijnej
zasiadano po ukazaniu się pierwszej gwiazdki na
niebie. Prawosławni wieczerzę rozpoczynali od
zjedzenia trzech łyżek kutii, a katolicy od łamania
się opłatkiem.
Eliza: Co było po wieczerzy ?
Halina Kardasz: Po kolacji dziewczyny wychodziły
na podwórko i biły łyżką o płot, w której stronie
odezwało się echo albo zaszczekał pies z tej
strony miał przyjechać kawaler w swaty. Chłopcy
swoje łyżki wkładali za pas, aby od soboty grzbiet
nie bolał.
Eliza: Babciu, może znasz jakieś przesądy
z Wigilii ?
Halina Kardasz: W dniu wigilii gospodarz
i gospodyni nie pożyczali od sąsiadów nawet
drobiazgów, bo taki będzie cały rok. Resztki
wieczerzy wigilijnej zostawiano na stole, aby
dusze, które zawitają miały co jeść.
Eliza: Czy była choinka?
Halina Kardasz: Tak, stawiano choinkę. Na
choinkę wieszano: owoce, cukierki, pająki ze słomy
i papieru, pajacyki, ozdoby własnej roboty.
Eliza: Co było w I Dzień Bożego Narodzenia ?
Halina Kardasz: W pierwszym dniu Bożego
Narodzenia, po przedobiednim odpoczynku,
młodzież w każdej wsi o zmierzchu rozpoczynała
kolędowanie i chodzenie od chaty do chaty
z gwiazdą.
Eliza: Jak przebiegał II Dzień Bożego Narodzenia ?
Halina Kardasz: W drugim dniu Świąt chłopcy i
dziewczęta zbierali się w większej chacie i z
części zebranych darów przygotowywali zakąski,
a nadwyżkę sprzedawali. Za uzyskane pieniądze
kupowali alkohol i wynajmowali grajka. Uczta i
zabawa trwała przez dwa kolejne dni i wieczory.
Dziękuję za rozmowę.
Eliza Rejmer klasa IIIC
Ciężkie życie na Sybirze – wspomnienia.
Wywiad z Marią Rusel
Szymon: Syberia słowo kojarzone z głodem i z biedą.
Jak tam babcia trafiła?
Maria Rusel: W nocy do nas zapukali. Moja mama
otworzyła drzwi w drzwiach stał Sołtys z Nowej Woli i
Ruscy żołnierze z karabinami. Było około 10 osób,
pytali się gdzie jest mój tata, ale go już wcześniej
wywieziono. Jeden z żołnierzy powiedział:
Sabierajcie rubaszki to do ojca pojedziecie. To się
spakowaliśmy i pojechaliśmy.
Szymon: -A ile lat tam babcia spędziła?
Maria Rusel: Od 1940 do 1946 ogółem 6 lat.
Szymon: -Czy ciężko się tam żyło?
Maria Rusel: Pracowaliśmy w kołchozie i nie dawali za to
wynagrodzenia. Nie płacili nam, bo mówili , że my Polaki. Nie
było co jeść w lato. Zbieraliśmy kłosy, których nie pozwalali nam
zrywać. Chleba nie było dla Polaków nic nie było. Jeść nie było
co to mój brat Janek płakał, żeby mu zrobić zacierki. Mama
mówiła , że nie ma mąki, a on chciał z popiołu , który nie jest
jadalny. Chciał zasiedź przez sitko. Moja mama płakała tak
byliśmy głodni , że aż jedna polka umarła to potem jej dzieci ją
jadły na surowo.
Szymon: - A jak było zimą?
Maria Rusel: Zasypało nam ziemianki , troszeczkę było widać
coś przez okno, nie można było otworzyć drzwi tyle śniegu było.
To odkopywaliśmy jeden drugich, nie było jak przejść.
Szymon: -Czego najbardziej babcia pragnęła?
Maria Rusel: Pragnęliśmy jechać do Polski , najeść się do syta
kartofli i mleka. Moglibyśmy tylko najeść się do syta i umrzeć.
Moja mama przynosiła garść pszenicy i jedliśmy ziarenka, jak
nawet jedno ziarenko upadło to szukaliśmy i jedliśmy, aby
troszkę głód pokonać. Żebraliśmy po kołkocznikach prosiliśmy o
jedną kromkę chleba, ale nam nie dawali, bo my Polacy.
Szymon: -Czy dużo osób było na Syberii?
Maria Rusel: Pięć polskich rodzin, ruskich było więcej.
Szymon: -A jak babcia wróciła do Polski?
Maria Rusel: Przyszło zarządzenie patrzyli ilu Polaków było,
spis robili. Pytali się czy Polak czy Ruski. Ruskich zostawiali w
Syberii, a Polacy jechali do Polski. Niektórzy kłamali ,że są
Polakami, żeby jechać do Polski. Żądali aby nasze polskie
rodziny przywieźli do ojczystego kraju. Dawali nam kasze, która
śmierdziała benzyną, żołądki potem nam bolały i
wymiotowaliśmy.
Szymon: -A jak już było w Polsce?
Maria Rusel: W stu procentach lepiej. Wysadzili nas na Stacji
Waliły. Nasza ciocia w Gródku mieszkała. Baciuszka zobaczył,
że matka z pięciorgiem dzieci idzie i zapytał się gdzie byliśmy i
jak było. Mama opowiedziała mu. Batiuszka choć z innej religii
dał nam trochę pieniędzy. Nasz dom został spalony po wojnie w
Nowej Woli. Tam gdzie jest teraz szkoła to nasz plac był ,
została tam tylko studnia.
Szymon Rusel klasa IIIB
Uczniowie z Gimnazjum im.dr.Leszka Nosa
w Michałowie przeprowadzili interesujące wywiady
i przygotowali ciekawą pracę na konkurs. Dzięki tego
typu działaniom młodzi ludzie uczą się tolerancji
i wzajemnego szacunku oraz akceptacji różnic, które
przy bliższym poznaniu łączą. Konkurs Mozaika stał
się dla nich inspiracją do poszukiwań oraz szansą na
ocalenie od zapomnienia cennych wspomnień
na stronie Gimnazjum im.dr.Leszka Nosa
w Michałowie.
www.gimmich.pl
Iwona Anchim