Pacyfikacja- Ekspedycja karna okupanta na określonym terytorium, której celem jest masakra ludności cywilnej; stosowana na szeroką skalę na ziemiach polskich przez okupanta niemieckiego w.

Download Report

Transcript Pacyfikacja- Ekspedycja karna okupanta na określonym terytorium, której celem jest masakra ludności cywilnej; stosowana na szeroką skalę na ziemiach polskich przez okupanta niemieckiego w.

Pacyfikacja- Ekspedycja karna okupanta na
określonym terytorium, której celem jest
masakra ludności cywilnej; stosowana na
szeroką skalę na ziemiach polskich przez
okupanta niemieckiego w latach 19391945. Pacyfikacje przeprowadzały
najczęściej oddziały żandarmerii
wojskowej, policji i SS, czasami również
Wermachtu.
Okupacja Polski trwała u nas 5 lat 4 miesiące i 15 dni. Niemcy stali się
agresorem, pogwałcili granice Polski. Wojna to niewola, to głód, to cierpienie,
upokorzenie narodu. Trzeba było oddawać kontyngent: mleko, zboże, żywiec
rolniczy, byli gnębieni tymi dostawami. Dzieciom rodzice musieli odmówić
mleka ,bo trzeba było oddać do mleczarni. Najgorzej było na przednówki,
ludzie gotowali na mleku pokrzywy, lebiodę, rodzice byli zrozpaczeni
patrząc na swoje głodne dzieci, które miały krzywicę i męczył je koklusz.
Panowały choroby: świerzb, wszawica, nie było mydła, nie mówiąc o
środkach czystości . W zimie nie świecili długo wieczór, bo nie każdy miał za
co kupić nafty do lampy. Dzieci do szkoły chodziły boso, w zimie w
drewniakach, a pończochy mamy robiły z nici lnianych, które uprzędły . Nie
było książek, przyborów do pisania, nauczyciele jak mogli przekazywali
wiedzę i patriotyzm uczniom. Aresztowali patriotów, ludzi oświaty, bo to
oni płakali nad utraconą wolnością, patrząc jak nasz kraj zamienia się powoli
w spalone miasta i wsie. Karani ludzie ginęli w komorach gazowych.
Warszawa legła w gruzach a jej mieszkańcy rozproszyli sie po całej Polsce.
Ludzie oświaty o wysokich walorach społecznych gromadzili wokół siebie
starszych i młodych i nawoływali po cichu do walki z okupantem. Oni to
zorganizowali ruch oporu- zadaniem podziemia było walczyć z okupantem,
aby przybliżyć klęskę wroga. Na naszym terenie była bardzo aktywna
działalność podziemia i ona ściągnęła uwagę SSmanów na nasz rejon, karna
kompania była zakwaterowana w Tymbarku. Partyzanci przeprowadzili z
końcem lipca i sierpnia parę akcji przeciw okupantowi. Zaczęły się
gwałtowne akcje od nowa, pacyfikacja 4-krotna Porąbki, Skrzydlna, Podlesie,
Gruszowca. Po wydarzeniach w Porąbce ,Skrzydlnej i na Podlesiu, partyzanci
przestali atakować Niemców, żeby już nie było dalszych pacyfikacji.
Niektórzy ludzie mówili, czy warto jak zginie 2 czy 3 SSmanów narażać na
takie tragedie ludzi ? No cóż jakby Ruch Oporu nie działał to niewiadomo jak
długo okupant by panoszył się w naszej Ojczyźnie Polacy o wolność
Ojczyzny walczyli do ostatnich sił. A Ci co oddali życie za Ojczyznę, dla nas
są bohaterami, obojętne w jakich okolicznościach zginęli. O cześć Wam
wszyscy pomordowani. Pamięć o Was następnym pokoleniom przekazujemy.
Przez śmierć naszych bohaterów, byliśmy o parę kroków bliżej wolności.
Pewnie od pacyfikacji wsi nasza wieś ma poczucie wspólnoty bo wspólnie
przeżyła tragedię.
Jednoczy nas też pomnik ku czci ofiar. Pomysłodawcą i ofiarodawcą był związek o
Wolność i Demokrację, a budową zajmował się prezes Pan Józef Berdzik.
Krwawa niedziela na Podlesiu 20 sierpnia 1944.
W osiedlach na Podlesiu straszna się tragedia rozegrała
W roku 1944 20 sierpnia o godz.5-tej rano.
Słońce wstało z obłoków tęczy, dzień zapowiadał się
piękny, gorący. Była w ten dzień niedziela, więc
parę osób z Podlesia poszło do kościoła.
Za chwile jadący od Dobrej pociąg pancerny zatrzymał
się na Podlesiu z hukiem piekielnym, wysiedli z niego
łowcy SSmani otoczyli pierścieniem domy i zaczęli
rewizje za Partyzantami.
Już słychać pierwsze strzały, już dym w niebo się wzbija.
Dla niewinnych ludzi Podlesia nadeszła śmierci
godzina. Do Klimka z trzech domów z Porąbki
Ludzi zegnali, ale kobiety z dziećmi do domów wróciły,
a mężczyzn zamordowali.
Pala Jan i Kołodziej Józef pierwsi byli rozstrzelani
i do żaru palącego się domu Klimka opaleni, a Stokłosa
Tomasz na gałęzi jabłoni powieszony.
Klimek widząc co się dzieje, wyskoczył oknem prosto
do potoka ,ocalał, gdyż zaciął się automat strzelającego
za nim SSmana żołnierza.
Jan Borycz i żona Anna ze swoim domem w ziemniakach
rozstrzelani leżeli, trochę dalej z placuszkiem w ręce
Syn Jana Borycza Romuś 10 letni.
Józef Borycz blisko swojego domu leżał z roztrzaskaną od kuli głową, mózg
powoli wypływał.
Władysław Borycz w kałuży krwi się pławił i na płonący dom szklistymi
oczyma patrzył. Jego służąca Kuczaj Julia opodal w owsie leżała , z nosa
zakrzepła krew jej płynęła, a tylko 21 lat przeżyła.
Maria Borycz biegła do krów, które pasterz zostawił i kula ją dosięgła, jej
męża Wojciecha na drugi dzień SSmani rozstrzelali koło szałasu
Nawieśniaka.
Do pociągu pancernego bydło przyprowadzili Stanisław Nawieśniak, jego
szwagier Smaga Antoni z Dobrej i Jarosz Jan. Strzelano do Jarosza, jeszcze się
przeżegnał, następnie do Gąsiora, a Nawieśniak nie tracąc ani sekundy po
pod pociąg rzucił się do ucieczki, Ssmani wściekli, za nim strzelali, ale kule
chybiły, bo od nerwów, że im uciekł źle celowali.
Ale w obejściu Nawieśniaka straszna tragedia, zginął od kuli stary
Wojciech Nawieśniak, potem wrzucony do ognia. Jego żona Anna
oraz dwie córki Anna i Waleria też w ogniu żywcem zgorzały.
Wnukowie Nawieśniaka Władziu i Jasiu mieli buzie piękne ,
rumiane, też ich stopiły straszne płomienie. Po guziczkach od
spodni matka spalone ciała synów rozeznała jak na drugi dzień w
zgliszczach domu ich szukała (w czasie pacyfikacji była w
kościele). Przy domu Jarosza młodziutki 22 lata miał, Stanisław Cieślak z
Porąbki został rozstrzelany, a gdzie Ssmani podziali jego ciało ,do dziś nie
wiem, a na wozie ze snopami spalił się ciężko ranny partyzant nieznany.
Około godziny 9-tej wszystko się ucisza . Domy się dopalają, ciała
niewinnych ludzi w popiół się zmieniają. SSmani co lepszy
dobytek i bydło na pociąg załadowali, gwizdem lokomotywy się
zwołali i do Tymbarku odjechali. Tam była karna kompania 55
zakwaterowana w budynku Spółdzielni Owocarskiej. Ale na drugi
dzień wrócili koło szałasu Nawieśniaka, dwóch gospodarzy i
młodą dziewczynę z Kasiny co po owce przyszli rozstrzelali. Koło
szałasu był Borycz Wojciech i jemu też życia nie podarowali ,
strzałem w głowę okrutnie go życia pozbawili.
O cześć Wam wszyscy pomordowani, zginęliście za Ojczyznę, na
pewno Bóg przyjął Was do swojej chwały, a my pamięć o Waszej
okrutnej śmierci następnym pokoleniom przekazywać będziemy.
20 sierpnia 1944 roku spalili SSmani 12 zagród, rozstrzelali i żywcem
spalili 20 osób. (3 osoby z Kasiny rozstrzelali 21 sierpnia jak przyszli po
owce do szałasu Nawieśniaka).
Na drugi czy trzeci dzień po pacyfikacji Podlesia, Pan Konieczny ze
Skrzydlnej wziął nas troje uczniów ze szkoły, aby nam pokazać
spacyfikowane Podlesie. Widok był straszny, jeszcze dymiły zawalone piece,
kałuże krwi, gdzie rozstrzelani byli ludzie, ta dziwna cisza jakby Ci ludzie
wołali szeptem „My zginęli, Wyście dostali, abyście nigdy takiej śmierci jak
my mieli nie doczekali”.
Podlesie było spacyfikowane w odwecie za napad na Niemców w Kasinie
Wielkiej na stacji. Podczas akcji na stacji doznał ciężkich obrażeń partyzant
„tropiciel” do dziś nie wiadomo jak się nazywał, ciężko rannego przewieźli
koledzy do Jarosza na wozie drabiniastym ze snopami pszenicy, otwarły się
rany i krew znaczyła drogę. Niemcy po połyczce przepatrywali teren i po
śladach krwi trafili na Podlesie, partyzant ten spalił się na wozie ze snopkami
pszenicy u Jarosza Jana, który się nim opiekował. Rozbrojenie Niemców było
18 sierpnia, a 20 sierpnia spacyfikowano całe podlesie 12 zagród i 20 osób.
Część ludzi z Podlesia ocalało, ponieważ poszli oddać mleko do mleczarni i
do kościoła, bo była niedziela, ale dlatego tyle zginęło, bo to było wczas rano,
5-ta godzina i jeszcze spali lub doili krowy.
O Podlesiu te wszystkie momenty pacyfikacji opowiadał mi Klimek,
przychodził do mnie do sklepu i kilka razy opowiadał o tej tragedii, bo u
niego przed domem rozegrała się ta tragedia. Trzech mężczyzn z Porąbki
rozstrzelano Palę Jana, Kołodzieja Józefa i Stokłosę Tomasza powiesili na
jabłoni przed jego domem. Klimek widząc co się dzieje wyskoczył oknem z
tyłu wprost do potoka strzelali za nim SSmani, ale od nerwów chybili.
Cieślaka Stanisława rozstrzelali przed domem Jarosza, on też z Porąbki był u
krewnych, a gdzie jego ciało do dziś niewiadomo.
Maria Markiewicz
Porąbka 103
Oto ofiary pacyfikacji wsi:
Pazdur Zofia 35 lat
Syn Ludwik 6 miesięcy
Córka Maria 3 lata
Trzópek Wiktoria 78 lat
Cieślak Stanisław 23 lata
Pala Jan 67 lat
Stokłosa Tomasz 34 lata
Kołodziej Józef 47 lat
Judka Maria 68 lat
Syn Stanisław 32 lata
Syn Wojciech 40 lat
Smaga Maria 60 lat
Ryś Jan z Dobrej
Wojna zaczęła się w roku 1939 pierwszego września. Od świtu słychać było wybuchy
bomb, strzały od zachodu. To była niedziela, nikt nie był w kościele ludzie szykowali
się do ucieczki na wschód, że może polskie wojsko zatrzyma Niemców. Co było
najważniejsze wkładali na wozy, i czym kto mógł końmi, wołami, krowami , a w dzień
się nie dało jechać dopiero w nocy od Mszany jeden wóz za drugim jechał. A to
dopiero
były początki. Tata nasz też przegnał krowę i woła a my starsze koło wozu a mama i
młodsze dzieci na wozie, trochę zboża, pierzyna coś do ubrania i te figurkę Matki
Bożej co do dzisiaj ją mamy. Ta noc była tak ciepła, pełnia księżyca dojechaliśmy do
Broga, bo jacyś ludzie wracali z Kasiny, że bardzo biją z samolotów do tych co jechali
gościńcem. We wtorek świtem już byli Niemcy koło naszego domu a potem
auta, czołgi gościńcem jechały. Siedzieliśmy w domu, bo jak by ktoś szedł to by go
zaraz zastrzelili. Zaczęły się aresztowania, gestapo wzięło naszego księdza proboszcza
Edwarda Wojtusiaka, i wikariusza Adama Sekułę, wójta Łaskudę i jeszcze dwóch z
Dobrej .Księdza Sekułę zamordowali przy przesłuchaniu .
Ja byłam najstarsza w domu, to wszystko mamie pomagałam. Raz
szłam do Dobrej po sól bo brakło a cukier można było kupić za 12 jajek to jechało
gestapo, oni jeździli nawet 4 razy dziennie na ciężarowym aucie i na trzy strony mieli
ustawione karabiny maszynowe i po dwóch przy każdym karabinie.
Stanęli u Broga i mnie wzięli do tego auta i pytali, gdzie są partyzanci ja się
strasznie wystraszyłam, że nie wiem a przyszło mi do głowy i powiedziałam, że
Fesler wie, a to był Niemiec, kierownik kamieniołomu pod Śnieżnicą ,a mieszkał na
Brzegu w tym dużym domu. Powyskakiwali wszyscy, ja zostałam sama, więc
uciekłam pomiędzy te stajnie, stodoły do rzeki, a jak słyszałam auta to leżałam pod
wyrwą ziemi, to w krzakach i tak doszłam pod wieczór do domu i tak jeździli
i bili w Ćwilin i w Śnieżnicę w lasy aż do spalenia tych domów w Gruszowcu.
Ja miałam szczęście od Boga, że uciekłam i nie zabrali mnie do obozu.
Partyzanci byli potrzebni, ale prawdziwi, bo niektórzy okradali gospodarzy,
zabierali bydło. Partyzanci ostrzelali kilka razy auta Niemców co wieźli prowiant
dla wojska i podobno zabili jednego Niemca, a co było na aucie zabierali, żeby
mieli co jeść. W roku 1944 to było okropne życie, zima była wielka i głód, trzeba
było oddać 3 metry zboża i 2 metry ziemniaków, a nie urodziło się dużo bo nie było
czym uprawiać ziemi. Była tylko jedna krowa i parę kóz. Partyzanci prawdziwi
nawet umieli po niemiecku. Na Chyszówkach był taki co zdawał Niemcom kto jest
w partyzantce. Nazwiska partyzantów miał spisane na liście i trzymał ją w
szkatułce w popielniku. Gdy zaszli do niego partyzanci przedstawili się i zabili go
nie daleko jego domu, w ten sposób uratowali wiele ludzi. Kilka osób jednak
wydał i zginęli w obozach.
Były także dziewczyny, które rozmawiały z Niemcami i donosiły, to partyzanci
ostrzygli im głowy do goła.
W ostatnim roku przed zakończeniem wojny, był zamknięty Kościół w
Dobrej, rzekomo, żeby ludzie nie zarażali się czerwonką. Rzeczywiście dużo ludzi
zmarło na tę chorobę i z głodu też.
Były rodziny ,że jedli pokrzywy i trawę ,żeby przeżyć. Ludzie bardzo ciężko pracowali
w kamieniołomach, nawet kobiety. Wieczorami w domach tłukły len. To była bardzo
ciężka praca. Ja jednej jesieni to w dziesięciu miejscach tarłam potem czesałam len i
przędłam całą zimę, żeby zrobić swetry, robiłam do późna w nocy i przy lampie
naftowej.
Przez październik Niemcy jeździli całymi dniami z tymi karabinami maszynowymi na
autach i bili w Śnieżnicę i Ćwilin.
1 listopada nie było procesji na cmentarz, nie wolno było. Chłopaki zeszli się do kolegi do
Pawlaka u Wrony, bo się bardzo lubili. O drugiej wyjechało kilkanaście aut zatrzymali się u
nas na osiedlu, jeden wyskoczył z auta i coś po niemiecku mówił i pojechali do góry i to
widziała Halina matka Stefka, że wrócili do aut i tak się zaczęło. Strzelali kulami palącymi,
ja
leżałam za domem na ziemi i widziałam jak matka miała na rękach dziecko, a drugie przy
niej i wyciągała ręce do tego Niemca ,ale dym i ogień zasłonił wszystko, i w tym domu
schowało się dwóch chłopaków do piwnicy to guziki i kulki popękały im od kamizelek tak
byli spuchnięci i zwęgleni. Jeden dom u Wrony został co go nie spalili u Sułkowskich.
Bydło było w polu to rozleciało się po wsi, tak kule leciały i to
palące jak deszcz to było jak koniec świata. Na Granicy to spędzili do jednego domu z
trzech i podpalili, było tam dużo dzieci i starszych, jeden Janek uciekł z tego domu
miał 10 lat i takim wąwozem leciał do rzeki, potem on to opowiadał jak było w tym
jego domu. Pan Bóg go ocalił, bo tak bili za nim i nie trafili jego. U nas i z wszystkich
domów co kto miał to się wynosiło do Potoka. Ja wynosiłam worek ze
zbożem, wyszłam z gościńca na kawałek od Myconia i tak mi się ciężko zrobiło że
upadłam a kula koło mojej głowy przeleciała, jak bym szła prosto to już by mnie nie
było. Tej nocy nikt nie spał ze starszych, a dzieci to zasnęły, i tak na zmianę czuwali
czy znów nie będą palić. A u Wrony i na Granicy to tylko spalenizną było czuć z
ludzkich ciał. Jak się trochę uspokoiło to zbierali te kości do trumien i tych co się
zadusili do Kościoła i pochowali na cmentarzu. A resztki kości, które
jeszcze tam na zgliszczach znaleźli to pochowali w miejscu gdzie teraz jest
pomnik ku czci pomordowanych mieszkańców Gruszowca. Pomnik jest poświęcony
przez biskupa.
Było bardzo dużo ludzi i księży, a tablicę tę pierwszą w kamieniu takim
dużym płaskim wykuł mój brat Władek i został na pamiątkę. Potem
napisali drugą tablicę przed poświęceniem z nazwiskami, osób które zginęły.
Dzień w dzień w strachu przed Niemcami i śmiercią a
front się zbliżał.
Święta Bożego Narodzenia – to smutek i żal okropny tyle ludzi nie żyje aż trzydzieści
troje i dwoje z Kasiny co przyszli w odwiedziny do znajomych. Styczeń się zaczął, i
tak słychać było bomby i strzały aż ziemia drżała. Niemcy się cofali i tak 17 stycznia
były u nas najpierw patrole na koniach, koło naszego domu koło muru była linia
frontu i bili do Kuźla bo tam byli Rosjanie i znów się domy paliły u Kase, u Homy, u
Krzysztofa i u Nowaka. Jeden ogień wszystko było widać, to było jakby piekło.
Najgorsi to byli Ukraińcy, oni też szli z Niemcami i co chcieli to
zabierali. U nas to już nie mieli czasu cokolwiek zabrać, bo już od Skrzydlnej otaczali
Rosjanie, to wszyscy uciekali w stronę Mszany. We wtorek rano już byli ruskie, u nas
wracaliśmy do domu ani jednych drzwi nie było, wszystkie mieli koło gościńca i
poukładane na nich karabiny. Wprowadzaliśmy bydło, zaczęliśmy palić w piecu, a
Janek przyprawiał drzwi. Zaczęły dopiero iść wojska ruskie i dużo z nimi
Polaków, czołgi, katuszki, działa noc i dzień szli. A w bitwie tej frontowej zginęło dużo
Rusków w lesie na Młynowie u Nowaka w potoku to ich potem zabierali, ale nie wiem
gdzie. U nas nocowało pełno wojska w pierwszych dniach, w szopach na boisku, na
górze a w domu starsi i oficerowie a my w jednym łóżku. Dużo dziewczyn ruskich
szło z wojskiem, taka Marusia była starszym oficerem. Ona była do robót na gościńcu i
musieli z każdego domu iść, bo jak nie to i by zastrzeliła. U nas były trzy takie
dziewczyny, co pilnowały przy tych robotach, a u Kazimierza było ich pięć, tam był
domek po lewej stronie jak się idzie do szkoły. Wojsko szło ale już rzadziej, tylko auta
bez przerwy jedno za drugim.
Byli bardzo też głodni i trzeba było im dawać jeść a
przeważnie kartoszki (ziemniaki) bo mąki nie było my sami oszczędzali z
jedzeniem, ale im trzeba było dać, bo mówili że z karabinem my was oswobodzili i
dajcie jeść. Jedni odeszli to znów inni przyszli, było dużo Polaków i rozmawiałyśmy z
nimi, a każdy Rusek pytał skolka kilometrów do Berlina, że tam muszą dojść.
Wojna się skończyła, było wszystko wyniszczone i głód był
wielki, mało co zostało do jedzenia, bo wszystko trzeba było oddawać. W czerwcu
przyszło bratu Jankowi iść do wojska, byli w Oświęcimiu, jakie tam okropności zaraz
po froncie, kości ludzkie gdzie niegdzie, szczury goniły wszędzie, jak był na warcie
nocami to nawet jakieś głosy było słychać jak z pod ziemi. W kwietniu przeniesiony
był do Krakowa, był saperem, oczyszczali Kraków z bomb i pocisków ostatnie auto
załadowali i wybuchła bomba. Wybuch był tak wielki, że szczątki ciał to po drzewach
zbierali. Zginęło ich wtedy dziesięciu i oficer, był 25 maj jak dostaliśmy telegram o jego
śmierci. To był straszny szok, żal, przeżył front a teraz śmierć. Pochowany został na
Rakowickim cmentarzu wraz z innymi we wspólnej mogile, a dopiero po 50 latach
uznali, że zginęli za Ojczyznę.
W tym miejscu gdzie zginęli jest postawiony Kościół
Brata Alberta, byliśmy na odsłonięciu tablicy pamiątkowej z ich Nazwiskami, a ja z
siostrą Helką przecięłam wstęgę. W uroczystościach brało udział bardzo dużo ludzi.
W tym kościele jest taki duży Orzeł i trzyma w pazurach te tablicę i jakby złotymi
literami były te imiona wypisane.
Prosimy gorąco Boga i Matkę Najświętszą aby nigdy już nie było więcej wojny.
Maria Trzópek Gruszowiec 56
Jednoczy nas pomnik ku czci ofiar pacyfikacji Gruszowca, którego zdjęcie jest
widoczne poniżej.
Oto ofiary pacyfikacji wsi:
Cycoń Katarzyna lat 44
Czyrnek Antoni lat 65
Czyrnek Katarzyna lat 64
Czyrnek Anna lat 21
Drąg Józef lat 49
Drąg Anna lat 39
Drąg Anna lat 17
Drąg Helena lat 12
Drąg Antoni lat 9
Drąg Maria lat 5
Drąg Józef lat 2
Dudzik Szymon lat 53
Dudzik Maria lat 49
Dudzik Stanisław lat 2
Jakubiec Maria lat 49
Jakubiec Andrzej lat 17
Jakubiec Anna lat 13
Jakubiec Janina lat 7
Jakubiec Helena lat 56
Jakubiec Jan lat 26
Kubowicz Anna lat 64
Kubowicz Wojciech Lat 27
Kubowicz Jan lat 23
Kubowicz Marcin lat 35
Kuchta Józef lat 40
Kuchta Katarzyna lat 33
Miśkowiec Antoni lat 23
Palkij Michał lat 34
Palkij Maria lat 28
Palkij Zofia lat 3
Pawlak Jan lat 56
Pawlak Aniela lat 56
Pawlak Stefania lat 19
Zwłoki ofiar Porąbki i Gruszowca pochowano na cmentarzu w
Dobrej w zbiorowej mogile .
a) 2
b) 5
c) 4
Poprawna odpowiedź to odpowiedź: c) 4 razy.
Poprawną odpowiedź zaznaczyło 27,25 % uczniów klas II i III Gimnazjum.
a)1
b)4
c)2
Poprawna odpowiedź: a) 1 raz.
Poprawną odpowiedź zaznaczyło 42,3% uczniów klas II i III Gimnazjum.
Najciekawsze odpowiedzi uczniów:
Kl. II a
-,,Żeby wysiedlić ludzi i doprowadzić do zniszczenia narodu polskiego’’.
- ,,Ponieważ ludzie w wsiach ukrywali polskich żołnierzy i jak któryś z
żołnierzy niemieckich zauważył mundur polski to zwoływał kompanów i
podpalali nie domy, ale całe wsie’’.
Kl. II b
-,, Ponieważ np. w Porąbce zabito Ssmana, czyli z zemsty’’.
Kl. III a
-,,Aby zniszczyć ich dobytek życia’’.
-,,Bo była partyzantka’’
-,,Aby ludzi nastraszyć, żeby nie prowadzili działań przeciwko III Rzeszy’’.
Kl.III b
-,, Gdyż na naszym terenie działała partyzantka, która przeszkadzała
Niemcom, którzy później mścili się na zwykłych ludziach’’.
-,,Był to odwet za zabitych żołnierzy niemieckich’’.
Osiedle Kalety:
Osiedle Rola i Piwkówka:
Osiedle Podlesie i Folwark:
Osiedle Smagi :
Osiedle Granice:
Osiedle Wrony: