Roksana Chirowska Rozbitkowie z wysp niestabilnych

Download Report

Transcript Roksana Chirowska Rozbitkowie z wysp niestabilnych

Roksana Chirowska
Rozbitkowie z wysp niestabilnych
Roksana Chirowska
Rozbitkowie z wysp
niestabilnych
Wprowadzenie Katarzyna Ostrowska
Agnieszka Skarżyńska
Fotografia
Oleśnica 2013
Pochwała uważności
Istnieją różne rodzaje poezji. Tę zawartą
w tym tomiku
nazwałabym – poezją wrażliwości. Nie można
jednak dać się zwieść ładnie brzmiącej
formule. Nie chodzi bowiem o delikatną,
dziewczęcą wrażliwość, taką, która wypełnia
oczy łzami przy najmniejszym nawet
wewnętrznym poruszeniu. Bynajmniej nie o
ckliwy sentymentalizm tu chodzi, a o
szczególny rodzaj uważności w obserwowaniu
świata. Surowe, czasem ostre jak brzytwa słowa
próbują przekazać niepokojącą prawdę o
współczesności, o dzisiejszym człowieku.
Dostrzegają w nim demoralizację, fałsz,
nieczułość. Innym razem – zaskakującą
metaforą wyrażają emocje, o których trudno
mówić w inny sposób, które trudno zrozumieć,
gdy nie jest się w nich zanurzonym. W formie
wierszy z jednej strony zaznacza się dążenie do
porządku i dyscypliny. Z drugiej – kryje się w
niej pewien rodzaj spontaniczności,
improwizacji.
Poezji towarzyszą fotografie. Zatrzymały
się w nich obrazy tajemnicze, niepokojące,
magiczne – stanowiące rejestr ulotnych chwil.
Ich nietrwałość kryje w sobie fascynującą
urodę, zdaje się, że wystarczy dmuchnąć, by
rozprysły się bezpowrotnie.
„Rozbitkowie z wysp niestabilnych”
uchylają rąbka swojego świata. Warto do niego
zajrzeć – być może odnajdziemy w nim własne
wątpliwości i tęsknoty?
Katarzyna Ostrowska
rozbitkowie
drewniany ludek
ma zasady
drzazg nie sieje
gdy go heblowana
ręka karmi
nie odbija się
sztucznie
nie ciąży w kieszeni
już pustej
statek zrobi z ciała
gdy toną rozbitkowie
z wysp
Niestabilnych
drewniany ludek
ma zasady
nie rżnie ogniem
postaci
z nieprzyjaznej bajki
***
fabryka.
wszyscy wykrojeni z jednej bali
idealni i ci ze skazą
przymierzalnia.
trzeba sprostać oczekiwaniom
brudniak.
tu uczymy się walki
nasiąkamy cudzymi myślami
pralka.
szybki program
trochę proszku
wybielanie.
kolor nie jest wskazany
magiel.
czas wyprostować boczne ścieżki
wybarwiamy się z emocji
kurczymy uczucia
der Spiegel
codzienne trenuję
grzeczność przed
lustrem
polską przy
niemieckim
miły uśmiech
tak na 3/4 zębów
błędów nie
popełniam
robię wielkie oczy
prawdę zakrywam
pudrem
pędzę sprzedawać
balony z drewna
patchwork
ognisko pośrodku pokoju
wokół niego harce
antydepresyjne
wypalone klepki sklepień
puzzle tysiąc elementów
iskry normalności
zbita porcelana
wrzucona w płomienie
palę chińczyka
powrót do rzeczywistości
knot już przygasa
zgaś świeczkę
będziesz się moczyć w
nocy
kancera
kleiłam znaczki
by rozesłać po świecie
kawałki osobowości
zawarte w ślinie
teraz
wbijam szpilki na
mapie
w miejsca do których
dotarło moje DNA
główki tworzą zarys
brzucha
od pępka w dół blizna
zgubnej wolności
ślad
muchy i myszy
wolę trzymać w
rękach
kilkunastostronicową
gazetę
niż trzykilowy laptop
nie złożę z niego
łódki
nie owinę kiełbasy
muchy czekają na
śmierć
naiwne
za to myszka zawsze
pod palcami
elektronika czy papier
i tak zginą w deszczu
enklawa
Odpowiada:
"to co zwykle".
A ja mam ich wszystkich
kochać po równo.
Są miejsca, w których
nic już nie znajdę.
Ludzie, którzy niczego mnie
nie nauczą.
Myśli zamknięte w słoikach:
"Truskawkowe archiwum"
Etykiety przesiąknięte
wilgocią marzeń.
W niewłaściwym miejscu
obudzę się
i będę dalej pięknie
obojętna.
w ogrodzie
uczuciom
nie znam smaku wódki
herbaty z mlekiem
ważny jest dotyk
słyszę szepty
gdy gładzisz mnie po udzie
w ogrodzie pełnym ptaków
trzepot skrzydeł wolniejszy
niż puls
trawa klei się do ciała
ubrania wiszą na wietrze
tylko dziura w płocie
skrada intymność
nie ma przeszkód
by połączyć się
z naturą
epizod
otwórz ucho
targany liść przypomina bieg psa
on nie zaatakuje
sam jest ofiarą
to jak pytanie dziecka
czemu liście żółkną
odrywają ogonki od dobrze znanej
im gałęzi
rozsądnie odpowiem że się
znudziły
zielony epizod
błękitna od nieba
trawa
zimna rosa
pod gołymi
stopami
kroki są
mądrzejsze
soczyste źdźbła
głaszczą opuszki
palców
ptak
poprosiłeś bym wstała
mokrymi stopami kroczyłam
po zimnych deskach
skóra rozpoznała biel
naleciała przez otwarte okno
gazeta codzienna dobrze
wchłania wodę
wytarłam ją artykułem
z działu klęsk żywiołowych
rzeka wylała stopiła śnieg
wszedłeś razem z mgłą
niegwałtownie
oswajałam cię na parapecie
wiatr zamknął okiennicę
migawka czwarta
od rana błędne decyzje
źle wybrane wejście
do pociągu siódma zero
jeden
przedsionki pełne
walizek
niedospanych powiek
ramiona okryte szalem
namiastka ciepła kołdry
widzę tylko twoje
dłonie
jaśnieją wśród takich
samych
te palce molestują
klawiaturę pianina
to nie jest ręka
mężczyzny
którego mogłabym
kochać
dłoń odjechała sama
o siódmej dwadzieścia
cztery
niepokój kropel
Agnieszce
ostrzegasz mnie przed
mgłą
darmowy
impresjonizm
najwyżej się nie
odnajdziemy
w mleku niskich
tłuszczów
zawieszone na
pięciolinii
powietrza wodne nuty
naszych słów
nad dużo myślącymi
dachami widoczność
jest
ograniczona
najwyższy komin
emituje
dymy w prostych
słupach
błagam tylko nie
bądźmy
dekadentami
hak
Wojaczkowi
hak
zawiśniesz na szmatach
po trzech dniach picia
wódki pod opłatek
wyjdziesz z oknem
skandal za skandalem
był plan
przewidziałeś śmierć
mogłeś zaczekać rok
trafić do klubu 27
przepłynąć go razem
z wodą brzozową czy
fryzjerską
przecież lubiłeś
spirytus na żołądek
Styczeń żyje
dalej stawia kawę
pewnie już bez cukru
lecz wciąż odbija
piłeczkę do ping – ponga
po co Ci to było
Przyjacielu?
migawka pierwsza
Karinie za inspirację
może cię pobłogosławię
kubkiem kawy
grubą książką
przyjdziesz w za dużym swetrze
usiądziemy
przy pustym stole
zniesiesz wszystkie zegarki
już nie pytam po co
wiem
wtedy czujesz się bezpieczny
mówisz że kontrolujesz czas
snop światła skierujesz na mnie
wiązki z zepsutej żaluzji padają
równolegle na blat
palcem znaczysz linie słoi desek
zawędrujesz paznokciem aż do okładki
przeczytamy wiersz
jeden drugi kolejny
pragnę byśmy na chwilę zapomnieli o
sobie
posłuchaj o czym marzą inni
na krawężniku
erotyk
przeciw mojej pruderii
chcę wsunąć palce
w zboża twoich włosów
naświetlić dwa punkty
wyznaczające pole
dzisiejszego działania
pachwina - pępek
czy szyja - wargi
otarcia emaliowanych
miednic
ręka pomiędzy udami
skoki sprężyn materaca
bezwładne stopy
jeszcze nie wiem
wilgoć
wolne słowa
zgubiony aparat
mowy
nie-zależnej
po chodniku błąka
się moja
szczęka
teraz nie cedzę słów
przez
rusztowanie zębów
nieskrępowanie
płyną
potokiem z śliny
nie żuję źdźbeł z
wyrazów
wwiercam się
językiem
w ziemię
głębiej głębiej
usta pełne piachu
Czas na notę biograficzną. Nie dość, że
napisałam wiersze, to jeszcze biorę się za
mini biografię, bo któż mnie lepiej zna, niż ja
sama. Na szczęście, nie jestem aż tak
samowystarczalna i za zdjęcia, obróbkę
graficzną już się nie brałam. Skoro to notka,
mimo że mało profesjonalna, to kilka faktów
trzeba podać. Urodziłam się w 1994 roku.,
swoją prawdziwą przygodę z pisaniem
wierszy zaczęłam dokładnie w 17 urodziny.
Pierwsze utwory ukazały się w „Cogito”,
następnie drukował mnie „Zupełnie Inny
Świat” oraz kwartalniki już typowo
literackie, jak „Wyspa”, „Migotania”. Moje
wiersze dostrzeżono w konkursach „O Laur
Plateranki” oraz „ Poetycki Lombard”,
gdzie uhonorowano je drukiem
w pokonkursowych almanachach.
Myślę, że to dobre miejsce, by za wspieranie
mnie w każdej sytuacji podziękować moim
przyjaciołom – Adze, Karinie i Bartkowi.
Agnieszce szczególnie za zdjęcia, które
zdobią ten tomik.
Więcej informacji o mnie, znajdziecie gdzieś
w strofach tych wierszy. Jako autorka
dołożyłam wszelkich starań, żeby nie
zanudzić czytelnika. Jeśli jednak się nie
udało, warto przytoczyć słowa Różewicza,
że „ zła metafora jest nieśmiertelna”. I tego
się trzymajmy!
Roksana Chirowska
„Fotografowanie - podobnie, jak
stosowanie wszelkich innych środków
wyrazów - nie jest wymyślaniem, lecz
odkrywaniem. Fotografia, to możliwość
krzyku, wyzwolenia, a nie próba
udowodnienia własnej oryginalności. To
sposób życia.” Henri Cartier-Bresson
Cytat ten doskonale oddaje moje zdanie
na temat fotografii. Nie należę do osób
otwartych, lecz zdjęcia, to pewnego
rodzaju mowa, dzięki której mogę
wyrażać własne wnętrze, mój mały świat
za pomocą obrazu. Ta pasja, która
zrodziła się we mnie dawno, lecz w pełni
realizuję ją dopiero od dwóch lat. Do tej
pory moje fotografie prezentowałam
wyłącznie bliskiej mi osobie – Roksanie.
Jest to moja pierwsza oficjalna
publikacja, 19 lat , to chyba dobry czas
na debiut. Czy udany? Oceńcie sami.
Agnieszka Skarżyńska
Na okładce reprodukcja obrazu Joan`a Miró
Kobieta i pies przy księżycu”. 1936.